Azores Wine Company – tam, gdzie słychać „śpiew krabów”

Marzyłem o Pico. Śniłem na jawie wyprawę na tę czarną, pokrytą bazaltowymi głazami wyspę na środku Atlantyku, gdzie wszystko zrodziło się z wulkanicznego ognia, niczym z conradowskiego jądra ciemności. Podobnie przebierałem nogami, gdy okazało się, że wizyta w Azores Wine Company – ikonicznej dla Pico, jak i całych Azorów winiarni położonej u stóp wulkanu – dojdzie do skutku. I jak wrażenia? Do teraz zbieram zęby z podłogi.

Czerwiec na Azorach jest ciepły i parny, temperatura nie przekracza co prawda 25 st. C, ale wilgotność powietrza daje się we znaki. Dla zimnolubnych wszechobecny jest wiatr, który nie opuszczał mnie na żadnej z trzech odwiedzonych wysp. Na Pico, podobnie jak wcześniej na São Miguel, doszedł do tego przelotny, drobny deszcz. Tak też było tego czerwcowego popołudnia, gdy zaplanowałem wizytę w Azores Wine Company. Przez tę aurę majestatyczny szczyt wulkanu Pico, który wznosi się nad nowoczesną bryłą winiarni, spowity był we mgle. Jakby ktoś równo nożem odciął górę stożka.

Nowoczesna bryła winiarni wśród tradycyjnych currais. Przy dobrej pogodzie za jej plecami widać majestatyczny szczyt wulkanu Pico, 2351 m n.p.m. © decanter.com

Pico

Pico jest czarne, nie jak smoła, bardziej jak grafit. To do dziś najbardziej ciemna wizualnie z 9 wysp archipelagu Azorów, położonych na Oceanie Atlantyckim, ok. 1700 km od stałego lądu.  Czerń Pico należy tłumaczyć tym, że wulkan wybuchł po raz ostatni w 1718 roku, kształtując wyspę kamieniem wulkanicznym, czyli nie tak znowu dawno temu. Pokłady lawy i bazaltu zalegają obecnie w promieniu 10 km od krateru o obwodzie 700 m. Inna sprawa, że Pico jest pod względem geologicznym najmłodszą wyspą Azorów, powstałą 270 tys. lat temu. Niedawno, gdy porównamy choćby z São Miguel (ponad 5 mln lat), czy z Maderą (ponad 7 mln lat). Stąd proces wytworzenia się organicznej gleby nastąpił tu najpóźniej, a bazaltowa skała nie miała czasu na degradację i jej stworzenie. W efekcie tak naprawdę nie ma tu typowej ziemi uprawnej. Sprzeczność z rolniczymi cechami innych wysp sprawiła, że była to ostatnia zaludniona wyspa grupy centralnej Azorów – ludzie pojawili się tu dopiero od 1480 r. Z drugiej strony ekstremalnie złe warunki glebowe doprowadziły w przeszłości do uprawy i produkcji wysokiej jakości winogron (winnice obecne są na Pico od XV wieku), które wykorzystywano do produkcji win, co finalnie przyniosło wyspie sławę i fortunę. Do dziś wspomina się sukces w obu Amerykach, Nowej Anglii, czy wśród rosyjskich carów. Ogromne tąpnięcie nastąpiło w latach 1852-1854, gdy najpierw mączniak, a następnie plaga filoksery (1872-1874 ) całkowicie zniszczyły winnice Azorów, a połowa populacji wysp Pico i sąsiedniej Faial wyemigrowała do obu Ameryk. Wyspa ma też niechlubną kartę historii – była ważnym ośrodkiem wielorybnictwa do 1980 r., kiedy ostatecznie zakazano połowów. Obecnie główne gałęzie gospodarki to turystyka, szkutnictwo oraz – to, co tygryski lubią najbardziej – ponownie produkcja wina.

Winnice na Pico w formie currais. Uprawy winorośli często położone są niezwykle blisko oceanu – 50-300 metrów / Fot. Piotr Wdowiak

Tutejszy klimat w skali roku charakteryzuje się łagodnością pod względem temperatury, wysoką wilgotnością powietrza, regularnymi i obfitymi opadami oraz silnymi wiatrami. Na każdą z wysp niebagatelny wpływ ma ocean oraz to jak dana wyspa wynurza się ponad taflę wody. Dodatkowo na Pico wtóruje mu najwyższa góra Portugalii – przynosząc częste mgły i chłód. Azorczycy zwykli mawiać, że na archipelagu można przeżyć wszystkie cztery pory roku w ciągu jednego dnia. Biorąc to pod uwagę winnice na Azorach same w sobie należy traktować jako te, które przetrwały to, co było nie do przetrwania. Uprawy winorośli często położone są niezwykle blisko oceanu – 50-300 metrów – tak blisko, że morze spryskuje winnice solą. Tutejsze winiarstwo to zatem bitwa między morzem a górą Pico. Wpływ 2351-metrowego wulkanu jest ogromny. Chmury, które często gromadzą się wokół niego, niejako zmuszają ludzi do sadzenia winorośli tak blisko wody. Z kolei w winnicach słona woda przenika pod ziemię i miesza się ze świeżą deszczówką w słonawej kombinacji, z której piją korzenie winorośli. W 2004 r. te nadzwyczajne krajobrazy winnic na wyspie wpisano na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Azores Wine Company – pokora, determinacja, heroizm

Do winiarni zjeżdża się z głównej drogi prowadzącej z lotniska do stołecznego miasteczka Madalena. Wijąca się jak wąż droga wykuta jest wśród zalegającej zastygłej magmy. Wszędzie widoczne są tradycyjne bazaltowe parcelki currais, zbudowanie starannie w całości ludzką ręką ponad 500 lat temu. To sposób prowadzenia winorośli w postaci zbliżonych wielkością kwadratowych komórek o ścianach-murkach z bazaltowych kamieni. Konstrukcje te spełniają trzy funkcje: chronią przed chimerycznym, silnym wiatrem znad Oceanu Atlantyckiego, przed zasoleniem, które jest „rozpylane”, gdy o brzeg rozbijają się fale, a także kumulują ciepło. W jednym curral znajduje się z reguły od jednej do sześciu roślin. Kilka komórek tworzy zespół o nazwie canada, a wiele canadas składa się na całą parcelę. Te niezliczone komórki ciągną się nierzadko aż po horyzont i zlokalizowane są często już kilkanaście metrów od brzegu oceanu. Spoglądając na ten pofałdowany czarny krajobraz mam wrażenie jakbym wylądował na innej planecie lub jakbyśmy oglądali wykwit nieznanej cywilizacji, która podniosła się z kolan po wybuchu złowieszczego wulkanu.

Filipe Rocha – jeden z trzech założycieli Azores Wine Company / Fot. Piotr Wdowiak

Na miejscu spotykam się z Filipe Rocha – jednym z trzech założycieli winiarni. Filipe przepełniony jest pasją i ogromną wiedzą na temat winiarskiej historii Pico, co daje po sobie odczuć i czym mocno zaraża. Opis powtarzalnych, syzyfowych prac w winnicy (zapomnijcie o traktorze, koniu, czy nawet osiołku, wszystko wykonuje się tu ręcznie), opowieść o odwiecznej walce między chłodem wulkanu, nadmiarem soli i silnymi wiatrami znad Atlantyku – pobudzają wyobraźnię, zwłaszcza w tym bazaltowym krajobrazie. To spotkanie to bardzo dobra lekcja pokory i determinacji bez jakiej heroiczne winiarstwo – tu na Pico – nie byłoby możliwe.

Rocha projekt uruchomił w 2014 r. razem z Paulo Machado i enologiem António Maçanitą (mającym na koncie sukcesy m.in. w Alentejo w Fita Preta Vinhos). Historia Azores Wine Company rozpoczęła się jednak cztery lata wcześniej – w 2010 r. Sprawcą zamieszania był Maçanita, z natury nonkonformista. Chcąc zrobić coś innego, odzyskał – we wspólnym projekcie z tutejszym Działem Rozwoju Rolnictwa – autochtoniczną odmianę z Azorów, która praktycznie wyginęła na archipelagu: Terrantez do Pico. Od tego momentu stało się to zalążkiem filozofii producenta: odzyskiwać rodzime odmiany winorośli i zwracać je światu.

Trzej partnerzy Azores Wine Company są mocno związani z Azorami i było wielce prawdopodobne, że ich drogi kiedyś się przetną. Łączą ich dwie wielkie pasje: wino i gastronomia, którym poświęcają dużą część swojego życia. Maçanita ma długą relację z archipelagiem, ze względu na dzieciństwo spędzone na wakacjach na São Miguel, a także nieudaną próbą założenia tam winnicy w 2000 r., gdy miał zaledwie 20 lat.

Spora część projektu skupia się na odzyskaniu około 125 hektarów historycznych winorośli na wyspie Pico, dzięki czemu Azores Wine Company wkrótce stanie się największym prywatnym producentem na Azorach. Oprócz własnych winnic firma ma powiązania z ponad 20 lokalnymi winiarzami. Średnia produkcja to około 150 000 butelek wina rocznie, wytłoczonych z tutejszych odmian winogron: Arinto dos Açores, Terrantez do Pico, Verdelho i Saborinho. Oprócz bieli równie ważna jest produkcja win różowych i czerwonych, które przez wzgląd na terroir Azorów mają bardzo świeży profil. Producent jest właścicielem jednej z najsłynniejszych lokalizacji curral na Pico: Lajido da Criação Velha. Uprawa winorośli prowadzona jest nieinterwencyjnie, szanując charakter rdzennych odmian winorośli i terroir. Warto też wspomnieć, że Azores Wine Company jest nieformalnym inicjatorem odrodzenia nowoczesnego winiarstwa na Pico.

Wizualnym break pointem dla otoczenia jest nowoczesna bryła winiarni. Stworzona w hołdzie dla wina z Azorów przez lokalną firmę architektoniczną z Pico. Budynek zwrócony „twarzą” w stronę wulkanu, zbudowany został ze skał wulkanicznych, chroniących posiadłość przed morską bryzą i/lub ostrymi wiatrami. Pośrodku znajduje się kwadratowy dziedziniec z krużgankami, które zapewniają dostęp do sal degustacyjnych, restauracji, winnicy i sypialni (o czym niżej) o kształcie nawiązującym do starych zbiorników na wodę z winnic oraz naturalnie spadzistych dachów klasztorów na wyspie. W kompleksie znajduje się też sześć pięknych apartamentów na wynajem i fine diningowa restauracja, na którą zabrakło mi niestety czasu. Ascetyczne, betonowe wnętrza winiarni i sal degustacyjnych z ogromnymi (od sufitu po podłogę) szybami dopełniają wizualnego dzieła.

Spróbowane wina:

Przy verdelho z Azorów często pojawia się pytanie czy to verdelho, portugalskie gouveio czy może jeszcze hiszpańskie verdejo? Tymczasem to trzy różne, często mylone, szczepy winogron. „Oryginalne” verdelho (stąd dopisek w nazwie etykiety) to jedna z najpopularniejszych białych odmian kultywowanych na Azorach (i na Maderze). Poza Pico powstają z niej jeszcze wina w apelacji Biscoitos (na wyspie Terceira) i Graciosa. Verdelho „O Original” 2019 to butelka z głównej linii producenta – Rare Grapes Collection.Nie widziało (jak zresztą większość propozycji producenta) beczki. Fermentacja przebiegała w małych zbiornikach ze stali nierdzewnej o pojemności od 600 do 1000 litrów. W bukiecie oprócz dość typowej limonki mamy sporo barokowych nut tropikalnych (ananas, marakuja), do tego mineralny niuch z wybijającą się solą morską. Odświeżające usta z masą świeżych owoców (limonka, zielone jabłko, marakuja) i chrupką kwasowością. Świetne już dziś, ale można poczekać. Ocena: ***** (dobre i niezwykle interesujące – 4.5/6).

Arinto dos Açores to autochtoniczna i ekskluzywna odmiana winorośli z Azorów. Z arinto z Portugalii kontynentalnej łączy je tylko nazwa i słuszna kwasowość. Arinto dos Açores 2019 to ponownie twór bez użycia beczki, który fermentował w stalowych kadziach 600-1000L. To co wybija się na start to niemal kryniczna czystość. Wino jest dość ascetyczne, surowe. Nos charakteryzuje aromat cytryny, szczypta grejpfruta i silna mineralność (mokra skała). W ustach następuje zmasowany atak z silnym cytrusowo-mineralnym posmakiem i trwałym kwasem o słonych zapędach. Ocena: **** (dobre – 4/6).

Kolejna pozycja to słynna, odzyskana dla ludzkości odmiana z Pico (o czym powyżej), czyli Terrantez do Pico 2020. Część moszczu fermentowała w kadziach ze stali nierdzewnej z kontrolą temperatury w celu utrzymania czystości owocu, na drugi strzał poszło 30%, które fermentowało w dębowych beczkach przez 9 miesięcy z cotygodniowym battonage. W nosie świeże z intensywnym kwiatowym niuchem, nutą ananasa, limonki, do tego biała herbata, bergamotka, morska sól i typowa nuta jodowa.  Bogatsze, niż u poprzedników usta, pełne treści i obezwładniającej kwasowości z pięknym owocowym (limonka, grejpfrut) wykończeniem z kryształkami soli jako „kropką nad i”. Cudowna ekspresja oceanu i wulkanu. Wino „romansujące” z winiarstwem naturalnym – niski poziom siarczynów w zakresie certyfikatu biodynamicznego Demeter. Ocena: ***** (bardzo dobre – 5/6).

Przy kolejnej butelce Arinto dos Açores Indígenas 2020 wracamy do odmiany Arinto dos Açores. Grona przeszły spontaniczną fermentację na rodzimych drożdżach w poziomych kadziach ze stali nierdzewnej – na osadzie. To co uderza ponownie to świeżość i czystość. Minerały, limonka, grejpfrut w nosie. W smaku lekko pikantne, słone, z akcentem jodowym. Tak krzyczy ocean. Ocena: ***** (dobre i niezwykle interesujące – 4.5/6).

Kolejne Arinto dos Açores Sur Lies 2020 już z etykiety zapowiada, że dojrzewało na osadzie. Fermentacja w małych zbiornikach ze stali nierdzewnej o pojemności od 600 do 1000 litrów, które następnie położono jako „beczkę” do pracy z battonage. Nos przynosi odświeżający, czysty i mineralno-owocowy aromat. Ponownie nuta grejpfruta, ale do tego dostajemy echo brzoskwini i kryształki soli. Wino ma więcej struktury i przyjemne ciało podbite – ponownie – nutą pikantną. Zdecydowanie kwaskowe, pełne energii, mineralne wino ze słoną osobowością. Obok Terrantez do Pico i Verdelho jeden z moich faworytów w portfolio producenta. Ocena: ***** (dobre i niezwykle interesujące – 4.5/6).

Canada do Monte 2019 to butelka z najwyższej linii premium producenta – Criação Velha, w ramach której wina powstają z najstarszych odzyskanych krzewów mających 60-120 lat. Po niszczycielskim ataku filoksery i mączniaka w XIX wieku dzięki upartości tutejszych chłopów udało się zachować małą część winorośli, które oparły się wyginięciu. Canada do Monte pochodzi z jednej z tych winnic, które pozostały strażnikiem i świadkiem tradycyjnego winiarstwa z Pico. Grona na ten egzemplarz pochodzą z 80-letniej winnicy położonej 580 m od morza, gdzie dominuje Arinto dos Açores (95%), a reszta to field blend: verdelho, boal (malvasia fina) i białe alicante (boal de alicante). Winifikacja w stali nierdzewnej w poziomej kadzi (70%), drugie tłoczenie fermentowane w trzy-letnich beczkach z francuskiego dębu (30%) przez 12 miesięcy (bez battonage). Wrażenia typowe (po kilku butelkach już się człowiek przyzwyczaja) dla Pico. Cytryna, limonka, sól morska, aromat jodowy. W ustach bardziej skoncentrowane, niż poprzednicy. Wino macha szablą ostrej kwasowości, a słono-jodowy splash morski utrzymuje się długo, długo i jeszcze dłużej w ustach. Oceaniczna limuzyna. Ocena: ***** (bardzo dobre – 5/6).

Na koniec skromna, ale zacna reprezentacja czerwieni. Tinto Vulcanico 2019 to propozycja w tym kolorze z podstawowej linii producenta – Volcanic. Takie „entry level”, choć w tym wypadku to raczej kilka długości od standardowego„entry”. W środku blend już mniej typowy dla Azorów. Mamy tu aragonês, agronómica, castelão, malvarisco, merlot, touriga nacional, saborinho, syrah i… resztę z pola. Fermentacja w małych zbiornikach ze stali nierdzewnej o pojemności od 600 do 1000 l, a więc stawiamy tu na lekką stronę czerwonej mocy, co podkreśla dodatkowo poziom alkoholu (12%). W oku lekko rubinowy kolor. Bukiet wypełniony wiśnią w nalewce, ciemnymi kwiatami i ponownie nutą jodową. Bardzo świeże, eleganckie usta, średnia budowa, dość łagodna kwasowość, nuta pikanterii i delikatne taniny. Ocena: ***** (dobre i niezwykle interesujące – 4.5/6).

Ostatnia z propozycji to czystej krwi dziwadło. Do teraz zastanawiam się, czy w pozytywnym tego słowa znaczeniu, czy nie, ale… chyba jednak tak. Już sama historia wina A Proibida (z port. zakazane) jest ciekawa, a nawiązanie do prohibicji nieprzypadkowe. Powstało z tradycyjnego dla Pico szczepu Isabella, z którego rolnicy na wyspie często robili/ robią wino domowe. Oficjalna sprzedaż wina w UE została zakazana, ponieważ coś się urzędnikom z Brukseli nie zgadza w genezie ampelograficznej odmiany. Azores Wine Company nie dało za wygraną i wino z Isabelli nadal pichci, choć okrasiło je wymowną, buntowniczą etykietą z zamazanymi „wrażliwymi danymi” produktu, do których mogli by się przyczepić smutni panowie w czarnych garniturach. Jeśli więc chcecie spróbować Isabelli – musicie odwiedzić Pico. Co zresztą nie jest znowu najgorszym pomysłem… Wróćmy jednak do wina. Bukiet to przedziwna i zadziwiająca mieszanka prażonych kuchennych ziół, gałki muszkatołowej, cykorii, ciemnych kwiatów, dymu, krwi (sic!) oraz na dalszym planie truskawki, maliny i żurawiny. A to i tak zaledwie zalążek tego, co tu można wyniuchać. Prawdziwy krejzol. Ba, spodziewam się, że przynajmniej 60% testujących stwierdziłoby, że to wino po prostu śmierdzi. Usta leciutkie, jak najbardziej lekka kadarka, którą próbowaliście cię w życiu. Oryginał startujący we własnej kategorii i lidze, takie wino z cyklu „love or hate”. U mnie spotkało się z tym cieplejszym uczuciem. Ocena: ***** (dobre i niezwykle interesujące – 4.5/6).

Przepełniony pasją i ogromną wiedzą na temat winiarskiej historii Pico – Filipe Rocha / Fot. Piotr Wdowiak

Odwiedziny Azores Wine Company, jak i samego Pico, to doświadczenie, którego nie porównam z żadnym innym. Unikalne na świecie terroir na środku Oceanu Atlantyckiego, u podnóża wulkanicznej góry Pico, winorośle posadzone w szczelinach bazaltowych skał, często tak blisko morza, że aż – jak mawiają lokalsi – słychać „śpiew krabów”. Posadzone czasami kilka metrów od Atlantyku, gdzie woda stykając się z ziemią i bazaltowym murem odgrywa jeden z najpiękniejszych spektaklów natury. Czy warto zasiąść na tej „widowni”? Dobrze wiecie, że to pytanie retoryczne.

Na Pico podróżowałem za swoje. W Azores Wine Company degustowałem na zaproszenie producenta. Wina nie są dostępne w Polsce.

Azores Wine Company w obrazkach / Fot. Piotr Wdowiak

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: