Weingut Heymann-Löwenstein – mozelski ordnung, art déco i łupek

Skrajny porządek. A może po prostu zwykła zdroworozsądkowość? Gdy zeszłej wiosny przydreptaliśmy kilkanaście minut przed odjazdem na stację kolejową w mozelskim Winningen, zderzyliśmy się z zamkniętymi drzwiami prowadzącymi na perony. Ale jak to – pytaliśmy patrząc na siebie. Pociąg odjedzie bez nas, gdy go nie zauważymy?  Długo nie myśląc, kierowani słynną słowiańską niecierpliwością, przeskoczyliśmy przez sąsiadujące z budynkiem boczne barierki, wskakując na perony. Wyobraźcie tylko sobie, jakim zaskoczeniem było więc dla nas, gdy chwilę „po” wyszedł wcześniej „ukryty” pracownik stacji z pretensją, dlaczego uskuteczniamy samowolkę i ryzykujemy wpadnięcie pod pociąg. Bo, moi drodzy, na lokalnych niemieckich stacjach na peron można wkroczyć dopiero na kilka minut przed przyjazdem pociągu, gdy zarządzający stacją (sic!) otworzy wam drzwi i na to pozwoli…

Doświadczenie tejże osobliwości kulturowej z kategorii niemieckiej dyscypliny i karności, stało się tylko potwierdzeniem myśli, która kołatała w mojej głowie w trakcie długiego i fascynującego popołudnia spędzonego w Winningen razem z Reinhardem Löwensteinem – spirytus movens Weingut Heymann-Löwenstein. Prekursorem i najwybitniejszym – obok Clemensa Buscha – przedstawicielem winnej rewolucji w Dolnej Mozeli (Untermosel zwanej także Terrasenmosel).

Reinhard Löwenstein – fanatyk i buntownik? © Piotr Wdowiak

Reinhard do rodzinnego Winningen wrócił po studiach w 1980 roku i zaczął tu tworzyć wina w arcywytrawnym wydaniu (w odróżnieniu od panującego wówczas stylu mozelskich rieslingów często stawiających na cukier resztkowy). To tym bardziej dające do myślenia, że ten okręg w dolnym biegu rzeki przez kilka dobrych dekad nie miał tak naprawdę większego znaczenia. Tymczasem, mająca w sporej części budowę tarasową, Dolna Mozela ma unikalne terroir. Brzegi rzeki bywają tu ekstremalnie strome, co gwarantuje świetną ekspozycję na słońce i dojrzałość gron. Gleby są bardziej urozmaicone, niż w Mittelmosel, tworzy je pięć rodzajów łupków – niebieskie, czerwone, żółte, brązowe i szare.  

15-hektarowa posiadłość Reinharda należy do prestiżowego stowarzyszenia VDP (Verband Deutscher Prädikats- und Qualitätsweingüter), które skupia tylko i wyłącznie najlepszych w niemieckim winiarstwie. Sam winiarz do dziś przez środowisko nadal uważany jest za fanatyka i buntownika, ceniącego sobie ponad wszystko wyśrubowaną jakość i czystość win. Hołduje bezkompromisowej idei terroir. Stosuje nie tak znowu typowe dla Mozeli metody winifikacji. Stawia na rdzenne drożdże, spontaniczną fermentację (bez kontroli temperatury), a niekiedy grona maceruje także na skórkach i osadzie. W winnicach Reinharda wszystko odbywa się ręcznie oprócz oprysków. Te z powodu dużego nachylenia stoków dokonuje się z helikopterów. Światowy fejm jego wytrawnych rieslingów najlepiej potwierdza słuszność obranej drogi. Tym bardziej chciałoby się powiedzieć – niech ludzie gadają.

Zakole rzeki w Winningen, winnica Röttgen © Piotr Wdowiak

Tego popołudnia mamy wielkiego farta. Wybitny i przeważnie mocno zapracowany winiarz ma dla nas kilka godzin. Jedziemy jeepem na niemożliwie strome tarasy Röttgen i Uhlen (winnice Blaufusser, Laubach i Rotlay). Z tego pierwszego rozpościera się jeden z najpiękniejszych mozelskich landszaftów (zakole rzeki w Winningen) jakie widziałem w moim życiu. Pełne szczęście – myślę sobie. Odhaczam w głowie i zostawiam w pamięci aż po grób.

Tutejsze strome tarasy o podłożu łupkowym powstały blisko dwieście lat temu za pomocą materiałów wybuchowych. Co prawda były cały czas w użyciu, ale dopiero dzięki wsparciu lokalnego samorządu udało się odrestaurować sporą część z nich.

Naładowani witaminą D od wiosennego słońca, z nieprzemijającym obrazem epickich tarasów przed oczami, wracamy do siedziby winiarni. A miejsce to równie nietuzinkowe i rewolucyjne, co nasz bohater. To nic innego jak willa w stylu art déco. Budynek ma formę sześcianu z metalową, lśniącą na miedziano-złoto elewacją, która została ozdobiona wierszem „Oda do wina” autorstwa Pablo Nerudy. Niemal idealnie wymierzony budynek o rozmiarach 8,1 x 9 x 9 m to swego rodzaju instalacja artystyczna oddająca winną filozofię Reinharda. Dążenia do harmonii w każdym aspekcie.

Po zachwytach architektonicznych przechodzimy w końcu do win. Na początek leci podstawowa etykieta Heymann-Löwenstein Schieferterrassen 2017. Pachnie żółtym jabłkiem, brzoskwinią, dymem, mokrym kamieniem i migdałami. Potężna kwasowość, wyrazisty, jurny riesling. ***** (4.5/6)

Heymann-Löwenstein Von Blauem Schiefer 2017 pochodzi z selekcji gron z winnic pokrytych niebieskim łupkiem. W zapachu sporo nut mineralnych (mokry kamień, siarka, dym) idących w parze z wyraźniejszą brzoskwinią, niż u poprzednika. Bardziej surowe i kwasowo agresywne ze słono-cytrusowym posmakiem. ***** (4.5/6)

Heymann-Löwenstein Stolzenberg GG 2017 jest bardziej skoncentrowane, niż poprzednik. Charakteryzuje się aromatem limonki, żółtego jabłka, polnych ziół i krzemowej mineralności. Bardziej poważny, choć wciąż jeszcze zbyt młody riess ze słono-mineralnymi ustami. ***** (4.5/6)

W kazamatach Weingut Heymann-Löwenstein © Piotr Wdowiak

W Heymann-Löwenstein Röttgen GG 2017 pierwsze skrzypce stanowczo grają owoce – brzoskwinia, cytryna i zielone jabłko. Usta są bardziej szczodre, krągłe, choć pojawia się tu też krzemowa mineralność i pikanteria. ***** (4.5/6)

Heymann-Löwenstein Uhlen B 2017 to znowu powrót do bardziej mineralnej i srogiej stylistyki, a grona pochodzą z winnicy Blaufusser Lay. W nosie więcej nut ziołowych, pieprznych, pojawia się krzem i nieśmiałe ślady cytrusów. W ustach ultra mineralne, słonawe, pikantne, arcykwasowe, pojawiają się ponownie zioła, pieprz i cytrusy. Gargantuiczne, na ten moment trudne i wymagające wino. ***** (5/6)

Pochodzące ze stanowiska Laubach Heymann-Löwenstein Uhlen L 2017 to nieco inna stylistyka. Więcej tu dymu, migdałów i ponownie ziół i pieprzu. W smaku bardziej przystępne, ze szczodrą brzoskwinią, ale głównie słonym mineralnym orężem. ***** (5/6)

Rieslingi Reinharda – urzeczywistnienie bezkompromisowej idei terroir © Piotr Wdowiak

Na koniec próbujemy trzy nieco starsze butelki. Heymann-Löwenstein Röttgen GG 2016 to głównie zapachy ziół, dymu, brzoskwini i cytrusów. W smaku dużo soczystego owocu brzoskwini i cytrusów pod rękę z ziołowo-cytrusowo-słoną ekspresją. ***** (5/6)

Kolejna pozycja, czyli Heymann-Löwenstein Uhlen L 2016 to nieco inne spojrzenie na wielkiego rieslinga. Mamy tu bardziej maślane, waniliowe aromaty podparte mokrym kamieniem i ziołami. Usta świetne, purytańsko czyste z brzoskwinią, cytrusem, dojrzałym jabłkiem, solą i pieprzem oraz świeżą kwasowością. Ładnie się już układa. ***** (5/6)

Ostatni z diamentów winiarza Heymann-Löwenstein Uhlen R 2016 z siedliska Roth Lay, to aromaty białych owoców i brzoskwini. Nie uciekniemy jednak i tu od ziół oraz mineralności. Usta powabne z posmakiem brzoskwinii, żółtego jabłka i cytrusów. Potężna kwasowość i charakterystyczna słona mineralność. Ale potrzebuje jeszcze więcej czasu, niż wcześniejsza etykieta. ***** (5/6)

Wina Reinharda są płynnym urzeczywistnieniem bezkompromisowej idei terroir. To krystalicznie czyste rieslingi, które nie idą na skróty. Są efektem rygorystycznej selekcji i długiego dojrzewania, czego konsekwencją jest fakt, że butelki te należą do najdroższych w całej Mozeli. Czy byłoby to możliwe bez – dającego co chwilę o sobie znać w winnicy i poza nią – specyficznego, wycyzelowanego wręcz porządku? Myślę, że wątpię.

Skromną reprezentację win Heymann-Löwenstein sprowadza do polski 101win. W Winningen degustowaliśmy na zaproszenie winiarza.

One thought on “Weingut Heymann-Löwenstein – mozelski ordnung, art déco i łupek

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: