Są takie miejsca i czasu mgnienia, gdy na spotkanie z naturą nie trzeba umawiać się na kilka randek, a do rozkosznej konsumpcji może już dojść od pierwszego wejrzenia. Są tacy ludzie, którzy otwierają oczy i serce po zaledwie kilku wypowiedzianych zdaniach i od razu czujesz, że chciałbyś w ich towarzystwie spędzić o wiele więcej czasu, niż przynosi ci los. Areną „niebezpiecznych związków” jest Tokaj, „obiektem westchnień” – jedna z najbardziej pogodnych i najciekawszych winiarek w regionie – Judit Bodó.
Judit odwiedziliśmy w październiku 2018 roku, kiedy w Tokaju panowała jeszcze prawdziwie złota jesień. Winnice, aż po horyzont mieniły się jesiennymi barwami – od musztardowej błyszczącej niemal na złoto żółci, poprzez czerwień, bordo, aż po ciemny brąz. Judit, by pozwolić nam doświadczyć pełni tokajskiej natury, zabrała nas do odnowionej kilka lat temu sali degustacyjnej, wybudowanej w budynku po starej tłoczni winogron. Budynku położonego pośród zachwycającej pięknem regionu winnicy Csontos, którą to skrzętnie schodzimy wszerz i wzdłuż słuchając opowieści winiarki o mikroklimacie Tokaju, problemach z własnością terenów, czy charakterystyce poszczególnych siedlisk. Csontos rozwieszona jest w pół drogi pomiędzy Bodrogkisfalud, Olaszliszką i Erdőbénye. Normalnie powinny tu docierać odgłosy cywilizacji, tymczasem wystarczy zamknąć oczy, by pośrodku tej zjawiskowej winnicy usłyszeć, coś, co na co dzień jest już taką rzadkością, że oddalibyśmy za to dwa worki złota albo przynajmniej dalibyśmy się pokroić. Czystą, niemal pierwotną ciszę.

Kiedy próbuję zerwane z krzaka zbotrytyzowane grona furminta, spoglądam na Judit i czuję nagle wzbierające we mnie poczucie dumy i… nieskrywanego podziwu. Nasz gospodarz to mocno zaangażowana w lokalne życie społeczne młoda kobieta, ale zarazem też żona i matka trójki młodych chłopców. Opowiada właśnie, jak niedawno zaprosiła do winnicy grupę dzieciaków z pobliskiej wioski, by zobaczyły na żywo, jak ciężka, wymagająca, ale zarazem piękna jest praca winiarza. Widać wyraźnie, jak bardzo zależy jej na tym, by młodzi mieli szansę, by pozostać jednak w regionie (a nie wyfruwać od razu do Budapesztu, czy za granicę) mając na horyzoncie perspektywę ciekawego, dostatniego życia blisko natury. A to zaledwie „konwencjonalna” strona jej życia. Przecież, na co dzień oprócz bycia matką jest szefem i głównym winemakerem, zarządzanej razem z mężem Józsefem, winiarni Bott Pince (w nazwie pozostało jej panieńskie nazwisko). Co więcej, oprócz robienia wina zajmuje się choćby jeszcze marketingiem i degustacjami. Uff, mało?
Historia Judit i Józsefa sięga kilka lat wstecz i rozpoczyna się w małej słowackiej miejscowości – Dunajskiej Stredzie. Judit wychowuje się w rodzinie, która z winem niewiele ma wspólnego. To znaczy tyle, że ojciec jak wielu sąsiadów robi własne domowe (nie najwyższych lotów) wino. Po zaliczeniu średniego stopnia edukacji, kontynuuje naukę na Węgrzech, by następnie wyjechać za zawodową praktyką do Górnej Adygi/ Południowego Tyrolu, gdzie pracuje w dwóch winiarniach. Po powrocie na Węgry Judit zatrudnia się w nowo powstającej Füleky Pincészet (w Bodrogkeresztúr). Za młodą dziewczyną przyjeżdża też przyszły mąż József Bodó, który także zatrudnia się w winiarni. W 2006 już, jako para zakładają rodzinną butikową winiarnię, która z 0.4 ha rozrasta się przez kilkanaście lat do 7 ha. Dziś posiadają ziemię w 6 winnicach: Teleki, Előhegy, Csontos, Kulcsár, Palánkos i Határi. W 2015 kupują budynek tłoczni, który następnie odrestaurowują, by dziś mógł być miejscem spotkań, degustacji, czy nawet przytulną bazą noclegową pośrodku winnic (mają tu 2 urocze pokoje).

Wychodzimy z rzędów żółto-czerwono-brązowej winorośli. W ustach czuję jeszcze rozkoszną, czystą słodycz zbotrytyzowanego owocu. Tymczasem kilkadziesiąt metrów niżej, w dawnym budynku tłoczni, czekają już na nas nie mniejsze emocje. Popołudnie, jak na początek października jest cudownie ciepłe i niemal bezwietrzne. Wokoło, jak okiem sięgnąć, same winorośle, jeśli coś słychać to, co najwyżej nieśmiałe, lekko ospałe bzyczenie zmęczonych promieniami słońca owadów. Na werandzie przed „domem degustacyjnym” rozkładamy stolik i krzesła, a Judit z lodówki zaczyna przynosić kolejne butelki.
Pierwsze w kieliszku ląduje Bott Előhegy Furmint 2017. W wyraźnie zwiewnym nosie odnajdziemy nuty żółtego jabłka, gruszki, polnych kwiatów i mineralność. W ustach sporo materii spiętej charakterną kwasowością przy zachowanym świeżym, jabłkowym owocu i solidnej goryczce. Ocena: ***** (4.5/6) Bott Teleki Hárslevelű-Furmint 2017 z parceli położonej blisko stacji kolejowej w Tokaju, pachnie żółtym, mocno dojrzałym, słodkim jabłkiem, swoją rolę odgrywa tu też brzoskwinia, wanilia, jak i łąka usłana białym kwieciem. W smaku fenomenalny balans dojrzałego owocu i kwasu, kremowa faktura, powabny, jabłkowy owoc i lekko zaznaczony cukier resztkowy. Delikatny i finezyjny wytrawny Tokaj. Ocena: ****** (5.5/6) Kolejne próbowane wino to Bott Palánkos Furmint 2017 z siedliska w Erdőbénye. W zapachu bardziej surowe, mniej aromatyczne, choć znajdziemy tu mokry kamień, żółte owoce, nutę polnych ziół. W smaku jawi się, jako mocno świeże, wyraźnie owocowe (gruszka, żółte). Ale też słono mineralne, podkręcone niespotykaną znowu tak często, energetyczną kwasowością. Piękna struktura i charakterna, żeby nie napisać, że męską interpretacja furminta. Ocena: ***** (5/6)

Jedyny w tym zestawie czysty hars, czyli Bott Kulcsár Hárslevelű 2017 to zadziorne kwaskowe zielone jabłuszko w aromacie. Silnie dają tu o sobie znać też polne kwiaty, jak i rozmazana w tle brzoskwinia. W ustach jesteśmy w ryzach bezpardonowej kwasowości z wyrazistym mineralnym sznytem. Świetna opcja do jedzenia. Ocena: ***** (4.5/6) Następne w kolejce Bott Határi Hárslevelű-Furmint 2017 częstuje skórką zielonego jabłka, miąższem słodkiej gruszki i pląsem polnych ziół. W ustach solidnie odświeżające, z ciekawą energetyczną interpretacją brzoskwini i jabłka. Do tego jeszcze szczypta kwasu z mineralnym wykończeniem i mamy przepis na bardzo fajne wino. Ocena: ***** (5/6) Końcowym akcentem linii wytrawnych dzieł Judit jest Bott Csontos Furmint 2017 z siedliska, pośrodku którego sączymy te wielowymiarowe tokaje. W nosie wyczuwalna żółta gruszka, zielone jabłko, pigwa i inne mniej zidentyfikowane żółte owoce. Rozkosznie wyważone usta z piękną nutą owocu, podkreśloną lekką kwasowością. Wielowymiarowa, terroirystyczna, mocno mineralna budowa. Ocena: ***** (5/6)
Po serii wytrawności do szkła trafia wyczekiwana słodycz. Jedna z najbardziej znanych etykiet Judit – Bott-rytis 2016 – to kupaż furminta, hárslevelű i sárgamuskotály z gron zebranych w winnicy Csontos (104 g cukru na litr). Nos częstuje aromatem miodu, nektarynek, kandyzowanej brzoskwini i suszonych owoców. Krystalicznie czyste, piękne usta mienią się rozkosznym owocem brzoskwini, moreli, przy świetnej kwasowości i poważnej strukturze. Ocena: ****** (5.5/6) Degustacja w Tokaju nie może zakończyć się bez odpowiedniej puenty. Bott Tokaji Aszú 2013 to 6-cio puttonowe cacko (243 g cukru na litr). Pachnie nektarem, rodzynkami, miodem, orzechami, kandyzowaną morelą i brzoskwinią. Potężna koncentracja owocu o kremowej fakturze. Równowaga bliska idealnej, choć przechylona trochę w stronę słodyczy. Ocena: ****** (5.5/6)
Kończy się ostatnia kropla aszú, a ja wciąż nie mogę uwierzyć, że w końcu udało mi się spotkać jedną z najbardziej szanowanych i uzdolnionych osobowości w kobiecym Tokaju. Niezwykle sympatyczną winiarkę znaną z tego, że jej winiarnia to wciąż nie-mainstreamowy, niezależny Tokaj z ludzką, czy wręcz rodzinną twarzą. Przy tym postać-instytucję, zaangażowaną w lokalną edukację, działania charytatywne dla społeczności lokalnej, mającą na sercu ekologię i naturalne podejście do produkcji wina. Gdy zapada już zmrok, a my powoli żegnamy się z Judit, stara tłocznia nagle rozświetlona zostaje potężnymi lampami napędzanymi – a jakże – bateriami słonecznymi. Ten intensywny blask, świecący niczym latarnia, pośrodku spowitego mrokiem Pogórza Tokajskiego, to światło odbite. Od najjaśniejszej Judit Bodó.
W spotkaniu i degustacji brałem udział na zaproszenie Judit Bodó. Wina Judit sprowadza do Polski Wine & People.
Taka mała uwaga dla tych mniej zorientowanych 😉
Piszesz: „…jedną z najbardziej szanowanych i uzdolnionych osobowości w kobiecym Tokaju”,
myślę,że wielu może odnieść wrażenie, że Judit jest kimś wyjątkowym tylko na tle innych kobiet, prawda jest taka, że 99% mężczyzn winiarzy nie tylko w Tokaju, ale na całych Węgrzech może się jej w pas kłaniać.
Pozdrawiam,
Grzesiek
PolubieniePolubienie
Grzegorzu, dziękuję za komentarz. Święta prawda 🙂
PolubieniePolubienie